Już prawie miesiąc minął od naszego wyjazdu do Potugalii. Dzisiaj będzie relacja z ostatniego dnia w Lizbonie i powrót do domu.
Szybko zlecialo nam 6 cudownych dni na wybrzeżu. Trzeba było spakować walizki i wrócić do Lizbony. Na szczęście w Lizbonie mieliśmy zaplanowany jeszcze jeden nocleg przed wylotem. Podróż z Portimao zajęła nam ok 3 godzin. Zarezerwowaliśmy ten sam hostel, w którym wcześniej stacjonowaliśmy, przy placu Pombal.
W Lizbonie na miejscu byliśmy już o 13. I tu zaczęły się schody, nie mogliśmy znaleźć miejsca do zaparkowania auta. Krążylismy kilka razy wokół hostelu z nadzieją, że zwolni się miejsce, a tu nic z tego:). Poźniej zaczęliśmy powiększać krąg poszukiwań wolnego miejsca, szukaliśmy, szukaliśmy i po prawie godzinnych poszukiwaniach ,w końcu je znaleźliśmy jupi:)!!!
Niestety oddalone ok 900 m od naszego hostelu. Więc mieliśmy mały kawałek do pokonania z bagażami i Julitką. Na szczęscie ładnie wysiedziała ten kawałek w wózku, i nie trzeba było jej nosić na rękach, ufff:)
W hostelu zjedliśmy szybki obiad i ruszyliśmy na lotnisko, zdać auto, byliśmy umówieni z wypożyczalnią na godzinę 16.
Po zdaniu auta ruszyliśmy dalej odkrywać Lizbonę.
Na naszej liście must see– został przejazd słynnym tramwajem linii 28.Wykupiliśmy całodzienny bilet na wszyskie środki komunikacji za 6 euro. Na lotnisku wsiedliśmy w czerwona linie metra, natępnie przesiedliśmy się na autobus lini 830, który zawiózł nas do początkowego przystanku tramwaju lini 28 w dzielnicy Campo Ourique.
Jak podjechał charakterystyczny żółty tramwaj z jednym wagonikiem, okazało się, że ze względu na awarie można podjechać tylko 5 przystanków do Bazyliki Estrela.
Jako że tramwaje nie kursowały zbyt często, zdecydowaliśmy się wsiąść, a poźniej kontynuować zwiedzanie pieszo, trasą linii 28.
Spacer wąskimi uliczkami Lizbony był niesamowity, uliczki pieły się w górę i w dół miasta.
Z chęcią można było się zgubić i zatracić w tym cudownym mieście;) zwłaszcza ze 16 października, kiedy tam byliśmy, była nasza 4 rocznica ślubu:).
Jednak jak zaczęło robić się ciemno, Julitka była już senna i marudna, poszliśmy w kierunku metra i wróciliśmy do hotelu. Dziecko rządzi się swoimi prawami;)
Następnego dnia, zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy walizki i ruszyliśmy w kierunku metra, by dostać się na lotnisko. Lotnisko w Lizbonie jest całkiem spore, wiec trochę czasu minęło zanim znaleźliśmy stanowisko Brussels Airlines. Samo nadanie bagażu i odprawa poszło dość sprawnie, wszystko dzieki Julitce;) z dzieckiem zawsze wpuszczają nas bez kolejki;)
0 14.30 wsiedliśmy do samolotu, podróż do Brukseli trwała 2 godziny.
Julitka zasnęla w połowie drogi, niestety jak zbliżaliśmy się do lądowania i trzeba było zapiąć pasy, Julitka się obudziła i zaczęła się histeria wrrrr i nie mogła się uspokoić aż do samego lądowania.
W Brukseli na lotnisku mieliśmy 3 godziny na przesiadkę do Warszawy. Samo oczekiwanie minęło bardzo szybko. Był plac zabaw, w przerwie między zabawą obiadek i nim się obejrzeliśmy trzeba było wsiadać do samolotu.
Tym razem podróż minęła bez wiekszych przygód, do czasu, kiedy to pilot ogłosił, że ze względu na mgłę lądowanie w Warszawie jest niemożliwe i lecimy do Krakowa, a linie lotnicze zapewnią nam hotel. Nawet się ucieszyliśmy jeden dzień wakacji dłużej jupi:)
Jednak po wylądowaniu w Krakowie 20 minut po północy, okazało się że hotelu nie będzie, a zamiast tego autobus do Wawy bedzie podstawiony wrrr.
Wizja 5- 6 godzin w autobusie z dzieckiem w środku nocy była przerażająca. Znależliśmy hotel, wsiedliśmy do taksówki i spędziliśmy noc w Krakowie.
Następnego dnia pociągiem wróciliśmy do Warszawy. Tam odebraliśmy samochód z parkingu i zmęczeni oraz pełni wrażeń wróciliśmy do domu:)